sobota, 26 maja 2018

Biegun, błotna masakra

Medal z biegu OCR Biegun 2018
Źródło: materiały własne

Relacja z biegu Biegun – błotna masakra OCR

W sobotę byłem na wydarzeniu BIEGUN: BŁOTNA MASAKRA. Był to mój pierwszy udział w takiej imprezie i szczerze powiem – miałem pewne obawy. Nie wiedziałem, czy dam sobie radę z niektórymi przeszkodami, szczególnie ze ściankami oraz tymi, które wymagają przejścia wisząc na rękach. Ale o przeszkodach za chwilę.

Na teren Kolibki Adventure Park Gdynia dotarłem chwilę przed godziną 11. Przywitali mnie sympatyczni panowie z ochrony, którzy skierowali mnie na parking i wskazali drogę do pakietu startowego. W namiocie pełniącym rolę biura odebrałem kopertę z opaską startową, czipem do pomiaru czasu i kuponami na posiłek oraz regeneracyjny koktajl.

Po oddaniu rzeczy do depozytu miałem chwilę wolnego, więc przyjrzałem się kilku przeszkodom. 15 minut przed startem zawodnicy zebrali się na rozgrzewkę. Punktualnie o 12:00 wystartowaliśmy. Już pierwsze przeszkody pokazały, że nie będzie lekko – to nie były kąpiele błotne w SPA.

Większość przeszkód miała wspólny mianownik – błoto. I to w każdej postaci: doły z rozmokłym dnem, naturalne torfowiska, śmierdzące, zielono-żółte błoto przypominające wielką kupę… Do tego ścianki, liny, zjeżdżalnie, drabinki, rury, górki, opony. Na szczęście tam, gdzie nie udało się pokonać przeszkody, można było zrobić 20 burpeesów (wyskok, przysiad, pompka). Sam robiłem karniaki tylko tam, gdzie trzeba było wisieć na rękach.

Biegłem w kategorii OPEN – minimum jedna pętla o długości 2,7 km z ponad 30 przeszkodami. Limit czasu: 2,5 godziny, maksymalnie 5 okrążeń. Udało mi się przebiec dwie pętle i uplasować w pierwszej połowie stawki. To był naprawdę spory wysiłek – mimo że zwykle biegam dwa razy w tygodniu po 10 km. Tu liczyła się nie tylko kondycja, ale też czołganie, wspinaczka, zimno i przemoknięte ubranie.

Po ukończeniu drugiej pętli i przekroczeniu mety dostałem piękny medal, butelkę wody, folię NRC i udałem się na ciepłą grochówkę oraz koktajl regeneracyjny, który smakował dość dziwnie. Była też możliwość skorzystania z prysznica pod chmurką, ale zrezygnowałem i szybko się przebrałem – temperatura 5°C dawała się we znaki.

Ktoś może zapytać, po co dorosły facet tapla się w błocie, męczy się, nabija siniaki i jeszcze za to płaci? Po to, by się sprawdzić, nie siedzieć na kanapie, przeżyć coś wyjątkowego, poznać nowych ludzi. Było super i na pewno wezmę udział w kolejnych takich wydarzeniach.

Przy okazji polecam relację z tego biegu opublikowaną na portalu Trójmiasto.pl – Zmierzyli się z Błotną Masakrą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentuj, ale pamiętaj o zachowaniu kultury wypowiedzi.